Rozdział 2
2 godziny
przed imprezą.
-Cholera
Bella nie ruszaj się.-co chwilę to powtarzała próbując z mnie uczesać.
Miałam już
dość siedzieć tak ciągle bez ruchu i do tego oddawając moje włosy Heidi, która
zabrała lusterko, żebym nie mogła się objerzec. Po chwili skończyła i poszła po
wielkie lusterko, gdy zobaczyłam efekt o mało co na nią nie skoczyłam, to co
zrobiła z moimi włosami było przepiękne, moje lekko jak zwykle lekko pofalowane
włosy były teraz troszkę bardziej pofalowane i przecudnie wyglądały, świetnie
się komponowały z jasną, zwiewną sukienką, którą właśnie założyłam i szpilkami,
w których nie umiałam chodzic. Postanowiłyśmy wyjechać trochę wcześniej, aby znaleźć
miejsce imprezy, ponieważ nie znałyśmy za dobrze Forks. Dojechałyśmy tam w 30
minut, nie miałyśmy większych trudności z znalezieniem drogi. Zatrzymałyśmy się
przed wielkim dwu piętrowym domem, gdzie w większości były wielkie ona to
znaczy na całe ściane okna. Weszłyśmy do domu i od razu zobaczyłam tłum ludzi,
przeleciałam wzrokiem sale i nagle moją uwagę przykuł kasztanowłosy chłopak,
który opierał się o ścianę, nie mogłam sobie przypomnieć kto to jest, jednak po
kilku sekundach wpatrywania się w niego zorientowałam się, że to On, nie to nie
mógł być On, ale to był On. Po pewnym czasie i jego wzrok utkwił na mnie,
zaczęłam się przedzierać przez tłum patrząc tylko na niego, stanęłam jakieś 3
metry od niego, a ten się podniósł podbiegł do mnie i złapał mnie przytulając i
obracając kilka razy, aż w końcu postawił mnie na ziemi.
-Bella? -Czy
mi się wydaje czy go zatkało?- Co ty tu robisz?
No właśnie co
ja tu robie? Sama w to nie wierzyłam, że go jeszcze spotkam. Przecież to dzięki
jemu i jego rodzinie jeszcze żyje, jeszcze mogę zaznac życia, to on mnie
znalazł pobitą i poharataną nożem w lesie. Pamiętam ten dzień do dzisiaj bardzo
wyraźnie, jednak od tamtego czasu staram się o tym zapomnieć, chociaż chyba
bardziej mnie bolało to, że muszę się z Cullenami rozstać niż te rany. Ale
serio, że ich tu spotkam się nie spodziewałam. W jego głosie jednak usłyszałam
dziwną nutę, którą starał się zamaskować wyrazem twarzy, mówił tak jakby jednak
się nie cieszył z tego.
-Co nie
cieszysz się?-zadałam szybko, a ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Co? Jasne,
że się cieszę tylko nie sądziłem, że cię kiedyś spotkam i że tutaj. Możesz
mi w końcu wyjaśnić co tutaj robisz?
Chciałam mu
odpowiedzieć, jednak wtedy przyszła Heidi, która złapała mnie za ręke i
domagała się wyjaśnień.
-Bella możesz
mi wyjaśnić co ty zrobiłaś?-wtedy spojrzała na mojego wcześniejszego rozmówcę.
Zatkało ją,
rękę za którą mnie trzymała ścisnęła jeszcze bardziej i stała tak i patrzyła na
niego swoimi wielkimi oczami. Wtedy do mnie dotarło co ją tak zdziwiło i
dlaczego tak teraz stoi. Przecież jak poznałam Edwarda jakieś 3 lata temu, a on
do tej pory się nie zmienił, nic taki sam jak wtedy, nieziemsko przystojny, mój
młody bóg. Edward i jego rodzina przecież byli wampirami, ale…przecież chyba
nie tymi złymi, przecież oni nigdy nic złego nie robili, oni ratowali ludzi, a
nie zabijali.
-Bella? Kto
to jest?-spytała przenosząc wzrok na mnie.
-Heidi
spokojnie.-ostrzegłam ją, bo jej tęczówki zaczęły się zmieniac w kolor
srebrny-Spokojnie to moi znajomi, Pamiętasz jak..-nie dokończyłam.
Złapała mnie
za rękę i ciągnęłą w stronę wyjścia mrucząc coś pod nosem. Wyszłyśmy z budynku
i od razu wsiadłyśmy do samochodu. Jechałyśmy w ciszy po chwili zatrzymałyśmy
się przy jakieś restauracji i nadal nie odzywając się do siebie weszłyśmy do
niej. Zajęłyśmy stolik w rogu, najdalej od jakichkolwiek osób.
-Możesz mi w
końcu wyjaśnić kto to jest? A poza tym wiesz kim oni są.-domagała się
wyjaśnień, było widać, że nadal jest zdenerwowana.
-Po
pierwsze-zaczęłam- nie wiedziałam, że oni są wampirami, a po drugie to nie wiem
czy pamiętasz, ale jak kilka lat temu dołączyłam do waszego domu to przez kilka
tygodni byłam załamana i dobrze wiesz jaki był powód tego.
-To oni, to
ci co uratowali ci życie?-pokiwałam głową- Ale to nie możliwe przecież wampiry
nie ratują ludzi tylko je zabijają-to ostatnie słowo powiedziała najciszej,
żeby nikt nie usłyszał.
-Też się teraz nad tym zastanawiam, wcześniej nie wiedziałam
przecież, że oni są…-nie dokończyłam.-Muszę z nimi porozmawiać i się
dowiedzieć, bo oni na pewno nie są groźni, skoro by byli to przecież nie
robiliby imprezy z ludźmi, a po drugie Carlisle ich ojciec jest doktorem, muszę
z nimi porozmawiać.
-Nie ma mowy!-krzyknęła, a kilka osób popatrzyło w naszą
stronę, po chwili się jednak ogarnęła-Nie wiemy czy na pewno nie są groźni.
-Nie są, a żeby mieć pewnośc to z nimi porozmawiam.-nie mogła
mi zabronić się z nimi spotykać, teraz gdy ich odzyskałam.
-Nie, nie ma mowy. Nie pozwalam ci.
-Skoro tak, to ja idę do nich i już nie wrócę.-wstałam i
zaczęłam wychodzić.
-Okey czekaj.-zawołała za mną, a ja się zatrzymałam-Okey możesz, ale
jutro, nie dzisiaj.-mówiła wręcz błagalnym głosem.
Cześć, zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej informacji tutaj: http://niektore-rzeczy-sa-wieczne.blogspot.com/p/liebster-blog-award_30.html
OdpowiedzUsuń